Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies klikając przycisk Ustawienia. Aby dowiedzieć się więcej zachęcamy do zapoznania się z Polityką Cookies oraz Polityką Prywatności.
Ustawienia

Szanujemy Twoją prywatność. Możesz zmienić ustawienia cookies lub zaakceptować je wszystkie. W dowolnym momencie możesz dokonać zmiany swoich ustawień.

Niezbędne pliki cookies służą do prawidłowego funkcjonowania strony internetowej i umożliwiają Ci komfortowe korzystanie z oferowanych przez nas usług.

Pliki cookies odpowiadają na podejmowane przez Ciebie działania w celu m.in. dostosowania Twoich ustawień preferencji prywatności, logowania czy wypełniania formularzy. Dzięki plikom cookies strona, z której korzystasz, może działać bez zakłóceń.

 

Zapoznaj się z POLITYKĄ PRYWATNOŚCI I PLIKÓW COOKIES.

Więcej

Tego typu pliki cookies umożliwiają stronie internetowej zapamiętanie wprowadzonych przez Ciebie ustawień oraz personalizację określonych funkcjonalności czy prezentowanych treści.

Dzięki tym plikom cookies możemy zapewnić Ci większy komfort korzystania z funkcjonalności naszej strony poprzez dopasowanie jej do Twoich indywidualnych preferencji. Wyrażenie zgody na funkcjonalne i personalizacyjne pliki cookies gwarantuje dostępność większej ilości funkcji na stronie.

Więcej

Analityczne pliki cookies pomagają nam rozwijać się i dostosowywać do Twoich potrzeb.

Cookies analityczne pozwalają na uzyskanie informacji w zakresie wykorzystywania witryny internetowej, miejsca oraz częstotliwości, z jaką odwiedzane są nasze serwisy www. Dane pozwalają nam na ocenę naszych serwisów internetowych pod względem ich popularności wśród użytkowników. Zgromadzone informacje są przetwarzane w formie zanonimizowanej. Wyrażenie zgody na analityczne pliki cookies gwarantuje dostępność wszystkich funkcjonalności.

Więcej

Dzięki reklamowym plikom cookies prezentujemy Ci najciekawsze informacje i aktualności na stronach naszych partnerów.

Promocyjne pliki cookies służą do prezentowania Ci naszych komunikatów na podstawie analizy Twoich upodobań oraz Twoich zwyczajów dotyczących przeglądanej witryny internetowej. Treści promocyjne mogą pojawić się na stronach podmiotów trzecich lub firm będących naszymi partnerami oraz innych dostawców usług. Firmy te działają w charakterze pośredników prezentujących nasze treści w postaci wiadomości, ofert, komunikatów mediów społecznościowych.

Więcej

Mamusiu, my się już chyba nie będziemy widzieć

Zamieszczając w albumie „Stary Sochaczew” zdjęcia rowerzysty na ul. Warszawskiej, wykonane przez Czesława Wasilewskiego, nie spodziewaliśmy się, że historia ta będzie miała ciąg dalszy. Pisaliśmy już, że autor fotografii został zamordowany przez hitlerowców. Nie znaliśmy jednak żadnych szczegółów tej zbrodni. Dzięki jednemu z czytelników nawiązaliśmy kontakt z siostrą pana Czesława, która opowiedziała nam o tragicznych, wojennych losach jej rodziny. Oddajmy więc głos Barbarze Pawłowskiej.

Przed wojną i podczas okupacji cała nasza rodzina mieszkała na Dachowej. Ojciec, Andrzej Wasilewski dużo przeżył, był i w rosyjskiej, i w niemieckiej niewoli. Jeszcze przed wojną posądzono tatę, że z kimś się pobił. Przez fałszywe zeznania skazano go na cztery lata więzienia. Nie poszedł do więzienia, ukrywał się. Mamie było wtedy bardzo ciężko. Gdy zaczęła się okupacja, co chwilę, dniem i nocą, w domu pojawiali się Niemcy, którzy go poszukiwali. Wynajęliśmy mecenasa Leśniewskiego z Warszawy, który doradził tacie, żeby przede wszystkim nie dał się złapać. Obiecał, że wyprowadzi tę sprawę. Przeciwko tacie świadczył jeden mężczyzna z Kuznocina. Zwierzył się komuś, że chodzi ciągle do spowiedzi, bo nie może darować sobie kłamliwych zeznań i tego, że żona i dzieci tego człowieka teraz tak cierpią. Ostatecznie tatę uniewinniono. Potem ten mężczyzna twierdził że za krzywoprzysięstwo spotkała go kara Boża. Jego syn uległ poważnemu wypadkowi – wpadł pod tramwaj.

W  czasie wojny, gdy pozamykano szkoły, chodziłam na tajne komplety do pana Sitkowskiego, a młodszy brat do pani Wołek, gdyż nasza mama przywiązywała dużą wagę do nauki. Mama wszyła nam w płaszcz kieszenie, w których mogliśmy przenosić zeszyty. Zajęcia odbywały się w budynku straży pożarnej oraz w domu u pana Sitkowskiego. Kompletów było kilka, dzieci przychodziły na zmiany, uczyło się nas naprawdę dużo.

Moja starsza siostra i Czesław nie brali już w tajnym nauczaniu udziału z dość oczywistego powodu – ze względu na wiek.

Przez całą okupację tata działał w Armii Krajowej i często angażował nas w konspiracyjne sprawy. Kazał coś przenosić, a nawet wsadził kiedyś mojego ośmioletniego brata na pełną granatów łódkę i kazał mu je przewieźć do pana Suskiego, do Kozłowa. Powiedział mu tylko, że jak zobaczy „budę” to ma przechylić łódkę i wszystko zatopić. Tak nazywano niemieckie ciężarówki. Gdy taka się pojawiała, to zawsze był zły znak – mogła być łapanka, albo kogoś szukali. Tata kazał wysiąść potem bratu na rzecznej wysepce, a sam poszedł załatwiać swoje sprawy. Przestraszył się dopiero, gdy zerwała się burza i uświadomił sobie, że brat może zostać śmiertelnie rażony piorunem. Mama miała do taty wiele pretensji o narażanie dzieci. Ale on miał taki charakter, że potrafił sobie wiele wytłumaczyć. Nawet śmierć dzieci.

W roku 1940, żołnierze niemieccy specjalnie przejechali samochodem mojego drugiego brata, czternastoletniego Henryka. 2 lutego 1944 roku w Dachowej, gdzie mieszkaliśmy, Niemcy zaczaili się na partyzantów, a postrzelili Czesława.

Czesław był niesamowicie towarzyski, wesoły. Ludzie do niego się garnęli, miał mnóstwo znajomych. Do tego był prawdziwym siłaczem. Później dowiedzieliśmy się, że to dlatego, że miał żebra zrośnięte z przodu, pod splotem słonecznym. Pewien lekarz powiedział nam, że taka budowa ciała sprawia, iż ludzie dysponują ponadprzeciętną siłą. 

Dobrze pamiętam dzień, kiedy wydarzyła się ta tragedia. Mieliśmy łódkę, którą przepływaliśmy na drugą stronę Bzury. Brat przewiózł nas na przeciwległy brzeg i z mamą udałyśmy się do kościoła, a Czesław pojechał wtedy do wsi Niezgoda. Miał nas przewieźć z powrotem, ale gdy wróciłyśmy i go wołałyśmy, nie pojawił się. Ostatecznie przypłynął po nas sąsiad, pan Sikora. Gdy brat dotarł nad wodę, zobaczył, że z lasku wyglądał jeden z mieszkańców wioski. Wydało mu się to dziwne, więc zaczął wołać Sikorę, ale tamten uciekł w stronę cegielni w Boryszewie, bo wcześniej zauważył nadjeżdżający samochód, tzw. „budę”. Niemcy kogoś szukali. Brat nieświadomy tego co się dzieje, zaczął wracać do domu. Tymczasem Niemcy weszli do budynku sąsiadów oknem i obserwowali go, czekając aż się zbliży. Wtedy postrzelili go w nogę. Upadł i zaczął wołać o pomoc. Wypadliśmy do niego wszyscy, a ja od razu pobiegłam po lekarza, pana Lisowskiego, który mieszkał niedaleko. Ten oczywiście zgodził się nam pomóc, lecz gdy wróciliśmy, okazało się że brata już zabrali Niemcy. W międzyczasie pozwolili go jeszcze co prawda wnieść do domu, ale zaraz potem stwierdzili, że przewiozą go do wojskowego szpitala. Czesław obejrzał się wtedy na mamusię i powiedział „Mamusiu, my się już chyba nie będziemy widzieć”…

Niemcy przenieśli brata do auta na drabince. Nie mieli przecież noszy ani żadnego sprzętu medycznego. Mamusia jeszcze dobiegła do samochodu, chciała się z nim żegnać, ale któryś z Niemców uderzył ją w twarz i zepchnął. Trzy dni szukaliśmy Czesława - w Żyrardowie, w Sochaczewie, w izbie przyjęć w „Kasztankach” (podczas okupacji Niemcy mieli tam coś w rodzaju ambulatorium). W końcu tatuś powiedział, że przejdzie się do swojego znajomego, który był leśniczym w Kozłowie, zaangażowanym także w działalność konspiracyjną. Liczył, że może on coś będzie wiedział. Faktycznie okazało się, że przywieziono kogoś do lasu znajdującego się przy trasie na Skierniewice. Zaprowadził go na to miejsce. Tata zaczął grzebać w ziemi, dokopał się do drabinki…

Po powrocie powiedział tylko: „Nasz Czesław nie żyje”. Myśleliśmy że mama dostanie pomieszania zmysłów. Czesław miał tylko dwadzieścia lat.

Potem, nocą, z pomocą pana Broniszewskiego tata pojechał odkopać ciało brata. Poszła z nimi też moja starsza siostra. Opowiadała, że gdy wyjęli go z ziemi chcąc go ponieść, chwyciła za potylicę. Wpadła jej tam cała ręka. Bratu strzelili prosto w czoło. Z tyłu wszystko było powyrywane…

Nie udało się wtedy przewieźć Czesława. Mamusia ciągle płakała. Nie chciała dać za wygraną, domagała się, by przewieźć go na cmentarz. Chciała, by brat został godnie pochowany. Rodzice u stolarza zamówili trumnę. Gdy tata znów wrócił z ludźmi do tego lasu, z trudem znalazł miejsce, gdzie znajdował się brat. Wracali tam kilka razy, bo w międzyczasie przeprowadzono w tym rejonie wycinkę drzew. Trumnę schowali pod połamanymi gałęziami. Mama całą noc wtedy się modliła. Gdy coś zapukało do okna, ona od razu mówiła, że to na pewno Czesław. W końcu udało się odkopać brata i przygotować go do pochówku. Z kieszeni wyjęli mu zegarek, który potem był naszą rodzinną pamiątką. Z tyłu brat wyskrobał na nim swoje imię i nazwisko. Nasza pierwsza wigilia po śmierci Czesława wyglądała tak, że mamusia przygotowała stół, a wszyscy tylko siedzieliśmy – każdy w swoim kącie i płakaliśmy. Nikt nie łamał się opłatkiem, nie było życzeń.

Wspomnienia są bolesne, strasznie bolesne. Mam 90 lat, wtedy miałam 14, a ten ból chyba nigdy nie minie. Myślę, że nigdy nie da się z czymś takim pogodzić. Nikt nigdy nie poniósł odpowiedzialności za śmierć Czesława. To była śmierć bez winnego i bez kary.

DO GÓRY
Przeglądasz tę stronę w trybie offline.
Przeglądasz tę stronę w trybie online.