Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies klikając przycisk Ustawienia. Aby dowiedzieć się więcej zachęcamy do zapoznania się z Polityką Cookies oraz Polityką Prywatności.
Ustawienia

Szanujemy Twoją prywatność. Możesz zmienić ustawienia cookies lub zaakceptować je wszystkie. W dowolnym momencie możesz dokonać zmiany swoich ustawień.

Niezbędne pliki cookies służą do prawidłowego funkcjonowania strony internetowej i umożliwiają Ci komfortowe korzystanie z oferowanych przez nas usług.

Pliki cookies odpowiadają na podejmowane przez Ciebie działania w celu m.in. dostosowania Twoich ustawień preferencji prywatności, logowania czy wypełniania formularzy. Dzięki plikom cookies strona, z której korzystasz, może działać bez zakłóceń.

 

Zapoznaj się z POLITYKĄ PRYWATNOŚCI I PLIKÓW COOKIES.

Więcej

Tego typu pliki cookies umożliwiają stronie internetowej zapamiętanie wprowadzonych przez Ciebie ustawień oraz personalizację określonych funkcjonalności czy prezentowanych treści.

Dzięki tym plikom cookies możemy zapewnić Ci większy komfort korzystania z funkcjonalności naszej strony poprzez dopasowanie jej do Twoich indywidualnych preferencji. Wyrażenie zgody na funkcjonalne i personalizacyjne pliki cookies gwarantuje dostępność większej ilości funkcji na stronie.

Więcej

Analityczne pliki cookies pomagają nam rozwijać się i dostosowywać do Twoich potrzeb.

Cookies analityczne pozwalają na uzyskanie informacji w zakresie wykorzystywania witryny internetowej, miejsca oraz częstotliwości, z jaką odwiedzane są nasze serwisy www. Dane pozwalają nam na ocenę naszych serwisów internetowych pod względem ich popularności wśród użytkowników. Zgromadzone informacje są przetwarzane w formie zanonimizowanej. Wyrażenie zgody na analityczne pliki cookies gwarantuje dostępność wszystkich funkcjonalności.

Więcej

Dzięki reklamowym plikom cookies prezentujemy Ci najciekawsze informacje i aktualności na stronach naszych partnerów.

Promocyjne pliki cookies służą do prezentowania Ci naszych komunikatów na podstawie analizy Twoich upodobań oraz Twoich zwyczajów dotyczących przeglądanej witryny internetowej. Treści promocyjne mogą pojawić się na stronach podmiotów trzecich lub firm będących naszymi partnerami oraz innych dostawców usług. Firmy te działają w charakterze pośredników prezentujących nasze treści w postaci wiadomości, ofert, komunikatów mediów społecznościowych.

Więcej

Autostradą do piekła i rzekami Babilonu

Od 45 lat obserwuje, jak bawią się ludzie, zmieniają trendy i obyczaje. „Zagrał” niejedną imprezę i choć teraz jako didżej pracuje już rzadziej, mało kto wie tyle o klubach i dyskotekach, co on. Włodzimierz „Jerry” Gerasik opowiada nam o tym, jak wyglądał świat zza konsolety.

Zacznijmy od sprawy podstawowej, a więc jak został pan didżejem?
Wychowywałem się słuchając radia Luksemburg (w latach 60., 70. i 80. XX w. kultowa stacja radiowa z Luksemburga, nadająca muzykę młodzieżową i lansująca modę muzyczną wśród nastolatków Europy Zachodniej i Centralnej, w tym Polski – przyp. aut.). W Sochaczewie było je kiepsko słychać, ponieważ działające w Bielicach lotnisko wojskowe powodowało zakłócenia. Natomiast pierwsze dyskoteki „grałem” w świetlicy Liceum Ekonomicznego w 1975 roku.

Skąd wziął pan sprzęt? W tamtych czasach nie było przecież o to łatwo.
Wtedy ludzie nie patrzyli tak jak teraz na jakość dźwięku, po prostu cieszyli się, że mogą się pobawić przy muzyce. Jako wzmacniacza używałem radia, wypożyczałem też sprzęt od znajomych. Wtedy właściwie wszyscy go pożyczali, nawet gwiazdy, takie jak Budka Suflera. „Budka” pożyczała sprzęt od zespołu Fraction z Łodzi. Później zespoły zaczęły wyjeżdżać na kontrakty zagraniczne i dysponowały większą gotówką, za którą mogły sobie kupić odpowiedni sprzęt. Jedną z takich grup były sochaczewskie Demony koncertujące np. w byłej Jugosławii, a potem w USA. W 1979 roku sam wyjechałem do pracy w Finlandii i to był przełom. Na sprzęt pracowałem w knajpie kilka miesięcy. Gdy wróciłem do Polski i miałem już nagłośnienie, wzmacniacze i całą resztę, pojawił się problem logistyczny. Przecież trzeba było go przetransportować na miejsce imprezy. Nie miałem wtedy samochodu, jak większość osób zresztą, a taksówki były drogie.

Jak sobie więc pan poradził?
Nie dałbym rady bez pomocy kolegów - Zenona Wydrzyńskiego,   Bogusława Kowalskiego czy Tomasza Wojciechowskiego. Nieraz ciągnęliśmy sprzęt z Wyszogrodzkiej, gdzie mieszkałem, do kinoteatru w Chodakowie na wózku. To były trochę szalone, ale bardzo fajne czasy. W kinoteatrze z kolei wywieszona była lista przebojów. Ludzie oddawali głosy na poszczególne piosenki i decydowali w ten sposób, co mam zagrać. Kiedy wróciłem „z Zachodu” zacząłem grać z płyt winylowych i tworzyć ich kolekcję.

Gdzie się je kupowało?
Od ludzi bywających na giełdzie odbywającej się w warszawskim klubie Hybrydy. Można było tam dostać albumy zagranicznych gwiazd, często przywiezione do Polski nielegalnie. To tam poznawało się trendy i spotykało innych didżejów, którzy przyjeżdżali do stolicy nie tylko z kraju, ale i z zagranicy. Poznałem tam m. in. Marka Sierockiego, który wtedy również pracował jako didżej, czy Bogdana Fabiańskiego. W tamtych latach występowałem w Hybrydach, klubie Park, Hadesie, czy hotelu Holiday Inn.

Ile ma pan obecnie winyli?
Jakieś 1500 singli i 1200 albumów.   Poukładane   są chronologicznie,   od   najstarszych do najnowszych. Dzięki temu w każdej chwili mogę „zagrać” dowolną imprezę – w stylu lat 70., 80. czy 90., wedle życzenia.

Która z nich jest dla pana szczególna? A może jakiś gatunek muzyczny?
Podstawą jest dla mnie rock, muzyka mojej młodości. To taka klasyka, przy której ludzie zawsze się dobrze bawią, niezależnie od wieku. Led Zeppelin, AD/DC, Black Sabath, Guns and Roses. Kawałki takie jak „Highway to hell”, „November rain” to przykłady „pewniaków” na imprezę. Pamiętam też szał na Boney M., po tym jak w 1978 roku ukazała się płyta „Nightflight to Venus”. Zawierała ona takie przeboje jak „Rasputin” czy „Rivers of Babylon”. Puszczałem ją tak często, że zrobiła się po prostu biała i po miesiącu musiałem kupić kolejną. Płytę zgrałem tak w klubie Cegiełka, który mieścił się w obecnej siedzibie banku Pekao S.A. przy ul. 1 Maja. Jako ciekawostkę dodam, że przede mną dyskoteki prowadził tam Holender. Nie wiem, jak trafił do Polski, natomiast do Sochaczewa ściągnęła go prowadząca tę dyskotekę Pamela. Puszczał głownie soul, bardzo wtedy modny w Holandii. Starał się wypromować ten gatunek na polskim gruncie. Ja zawsze grałem wszystkie gatunki muzyki – od rocka, przez disco, latino, reggae. Puszczałem dużo zespołów zza „żelaznej kurtyny”: Abbę, Bad Boys Blue, Village People, Fancy’ego.

Jak wyglądało imprezowe życie miasta kilka dekad temu?
W Cegiełce dyskoteka zaczynała się o 19:00, a już o 16:00 przed wejściem ustawiała się kolejka. W latach 70. i 80. Sochaczew to było prawdziwe zagłębie dyskotek. Oprócz Cegiełki potańczyć można było w Sandrze przy ul. Warszawskiej, kawiarni Saga w Chodakowie i tamtejszym kinoteatrze, gdzie przez pewien czas działała dyskoteka o nazwie Dziobak. W latach 80. kultowy był Zedek w Boryszewie, imprezy w restauracji w Żelazowej Woli, Piekiełko na ul. Staszica. Na imprezach zawsze było pełne obłożenie, przyjeżdżali do nas ludzie z całej okolicy. Zabawa kończyła się późno w nocy. Bardzo znany był lokal w Żelazowej Woli. Wieczorami, jakieś dwieście metrów od niego, zatrzymywał się autobus linii 6. Wysiadający ludzie wręcz biegli do drzwi, żeby dostać się do środka i zająć dobre miejsce. Kilka lat prowadziłem też dyskoteki w domu kultury w Skierniewicach.

Jak pan tam trafił?
Znajomy został tam dyrektorem. Ponieważ Skierniewice były miastem wojewódzkim, płynęły tam duże pieniądze, mieli wyposażenie na najwyższym poziomie. Stamtąd zostałem skierowany na dwutygodniowe warsztaty   organizowane przez Estradę Poznańską. Wykłady prowadzili muzycy i dziennikarze muzyczni, np. Adam Halber czy Krzysztof Dzikowski, który pisał teksty dla Czerwonych Gitar. W wykładach brali udział ludzie z całej Polski i, mimo że Sochaczew nie jest dużym miastem, wszyscy je kojarzyli ze względu na sukcesy rugbistów, judoków, Klub Sportowy Bzura oraz oczywiście dobre dyskoteki.

Z jakimi wykonawcami współpracował pan przez te wszystkie lata?
Z sochaczewskimi grupami Demony, BFC czy Exel. Oprócz tego miałem okazję pracować np. z Andrzejem Rosiewiczem,   Leszczami, Ich Troje czy Stachursky’m.

Didżejowanie to ciężka praca?
Największą   uciążliwością był dla mnie dym papierosowy. Jestem niepalący, a wtedy palono wszędzie i było to o wiele bardziej popularne niż teraz. Proszę sobie wyobrazić, jak wyglądała sala po kilku godzinach zabawy. Dymu było tyle, że w powietrzu można było zawiesić przysłowiową siekierę. Teraz zmieniła się kultura i wszyscy wychodzą zapalić na zewnątrz, co jest zaletą, jedną z nielicznych.

Czyli kiedyś ludzie lepiej się bawili?
Tak sądzę. Był też oczywiście alkohol, ale ludzie znali swoje granice. Nie było też tyle agresji. Jeżeli wystąpił konflikt, panowie wychodzili na tzw. solo i załatwiali sprawę. Gdy już sobie wszystko wyjaśnili, potrafili uścisnąć sobie dłoń, wypić razem kieliszek wódki, ba, nawet zostać przyjaciółmi. Nie było żadnych szarpanin, przepychania na sali. Teraz zdarza się, że atakowany jest nawet didżej. Wszystko to spowodowało, że prowadzę imprezy o wiele rzadziej. Poza tym teraz nie ma gdzie potańczyć. Wiele osób, które chodziły na dyskoteki 30 czy 40 lat temu pyta mnie, czy znam w Sochaczewie lub okolicy jakieś fajne miejsce z dobrą, starszą muzyką. Odpowiadam, że takiego nie ma, w co trudno uwierzyć, patrząc na dawne czasy. Wystarczy wspomnieć, ilu didżejów miało to miasto. Oprócz mnie byli przecież Witold Badaj, Błażej Biurkowski, Tomek Wojciechowski czy Krzysztof Pińkowski.

Skoro jest popyt, dlaczego nikt nie podejmuje się stworzenia takiego lokalu?
Myślę, że przyczyn jest kilka. Po pierwsze chodzi o kwestie bezpieczeństwa, zatrudnienie ochrony itd. Po drugie, w ostatnich latach miejsca, w których odbywały się imprezy taneczne nie mogły liczyć na przychylność sąsiadów. Ludzie narzekali na hałas i tym podobne. Takie miejsce musiałoby więc powstać gdzieś na uboczu. Może ktoś kiedyś podejmie się wyzwania.

DO GÓRY
Przeglądasz tę stronę w trybie offline.
Przeglądasz tę stronę w trybie online.